Batič – Dolina Vipavy zamknięta w butelkach

Do Doliny Vipavy dotarłem z samego rana. Był rześki, sierpniowy poranek, jednak zapowiadał się upalny i słoneczny dzień. Krajobraz tego regionu różni się od tego, który można podziwiać w Goriška Brda, ale temu miejscu również nie można odmówić uroku. Sama Vipava, podobnie zresztą jak Brda, należy do większego regionu Primorska, a dystans między nimi to raptem kilkanaście kilometrów i dotrzeć tu można w niecałe pół godziny jazdy samochodem. Tak też zrobiłem i wybrałem się do Vipavy, aby odwiedzić kilku producentów. Wśród nich był Batič, który jest związany z tym miejscem od dawna.

Trudno chyba o bardziej zakorzenionego w Dolinie Vipavy producenta niż właśnie Batič. Wina w tej posiadłości powstają od 1592 roku, a tworzone były początkowo przez zakonników, którzy produkowali wino mszalne. Po zakonnikach nie ma już śladu, a i samo miejsce bardzo się zmieniło. Jedyną spuścizną po mnichach jest tradycja i wiedza wytwarzania jakościowych win, które są tu przekazywane z pokolenia na pokolenie już od ponad 400 lat.

Do winiarni Batič dotarłem w pierwszej kolejności i od tego miejsca rozpocząłem moją krótką podróż po Dolinie Vipavy. Producent swoją siedzibę ma w niewielkim miasteczku Šempas i jak wyżej zaznaczyłem, rodzina Batič wytwarza tu wina od pokoleń. W samej Vipavie uprawa winorośli od zawsze odgrywała istotną rolę. W XIX wieku okoliczne pola i sady były źródłem utrzymania, natomiast wino było źródłem prestiżu. W owych czasach niemal każda posiadłość w regionie była w jakimś stopniu zaangażowane w produkcję wina, a trunki stąd pochodzące cieszyły się uznaniem w ramach monarchii austro-węgierskiej i doceniała je nawet wiedeńska arystokracja.

Pod koniec XIX wieku, w Dolinie Vipavy dominowało czterech kupców wina. Jednym z nich był Minha Batič – właściciel posiadłości, handlarz winem, młynarz, restaurator w jednym. Był on niezwykle dumny z całego swojego dziedzictwa. Z uwagi na ówczesne czasy i chęć ocalenia języka słoweńskiego, który nie był wtedy nauczany w szkołach, założył on w swojej posiadłości coś na kształt kącika czytelniczego, który był otwarty dla wszystkich mieszkańców wioski. Jego spuścizna, przekonania i wiara w tą ziemię żywe są wciąż w osobie obecnego właściciela winiarni – Minha Batič, który odziedziczył też jego imię, i który traktuje język słoweński jako swój ojczysty i czuje silną więź z tym narodem. To ważne, bo wielu członków rodziny Batič swoim domem nazywało Austro-Węgry ( choćby pradziadek Peter ), Włochy ( dziadek Leopold ), czy Jugosławię ( tata Ivan ). Minha za swój dom uważa Słowenię. Jednak wszystkich łączy jedno – bez względu na to pod jaką jurysdykcją znajdowały się ziemie z perspektywy rodzinnej historii, wszyscy przyszli na świat pod tym samym dachem – w XVI-wiecznej posiadłości zbudowanej przez przodków. Ten sam dom i ta sama miłość do wina – to prawdziwy rodowód rodziny Batič.

Dzieje rodziny Batič to wiele wątków – wśród nich znajdziemy opowieści radosne, jak i te nieco bardziej gorzkie. Minha Batič wspomina kilka z nich w pięknie wydanym albumie przedstawiającym w skrócie historię rodziny, filozofię i podejście do pracy w winnicach i przy produkcji wina. Poczułem się wyróżniony otrzymując jeden egzemplarz tego albumu pełnego wspaniałych fotografii, osobistych wyznań, którymi Minha dzieli się z czytelnikiem. Całość czyta się z zapartym tchem, a niektóre fragmenty chwytają za serce i to dosłownie.

Minha wspomina m. in. swoją babcię o imieniu Alojzija podkreślając, że to ona miała ogromny wpływ na niego, jak i na same wina sygnowane nazwiskiem Batič. Choć nie była ani winiarzem ani hodowcą winorośli, rzadko piła nawet samo wino, ale jej wkład szedł dużo głębiej. Jak pisze Minha, jej miłość i ciepło, którymi bezinteresownie obdarzała rodzinę powodowały, iż każdy pracował ciężej i bardziej wytrwale. Alojzija była owocem miłości prababci Bernardy – prostej, biednej, acz piękniej wiejskiej dziewczyny z Alojzem – szanowanym producentem beczek z okolicy pochodzącym z bogatej rodziny. Bernarda wpadła mu w oko i miłość rozkwitła. Przeciwna temu związkowi była rodzina Alojza, która potępiała jego znajomość z pochodzącą z niższej klasy społecznej Bernardą i nigdy jej nie zaakceptowała. Oboje jednak pobrali się, a wkrótce Bernarda zaszła w ciążę. Jednak los miał wobec nich inne plany. Alojz poważnie zachorował na zapalenie płuc i jak się okazało, była to choroba śmiertelna. Leżąc na łożu śmierci błagał rodziców, aby pozwolili jego żonie, która przecież nosiła jego dziecko, odwiedzić go po raz ostatni. Ci jednak, pozbawieni jakichkolwiek uczuć i w bezduszny sposób zignorowali jego prośbę – przekonani o swojej wyższości nie chcieli, aby ta wiejska dziewczyna odwiedzała ich dom – woleli, aby syn umarł nieszczęśliwy. I tak też się stało – Alojz zmarł dwa dni później nie ujrzawszy już swojej miłości.

Gorzkie były to chwile. Jedno życie zostało utracone, inne znalazło swój początek. W swoje urodziny, Bernarda poczęła swoją córkę. Nazwała ją Alojzija – oczywiście po swoim zmarłym mężu. Alojzija odziedziczyła urodę swojej matki i wyrosła na równie piękną kobietę. Tak jak jej matka, przyciągnęła uwagę syna kolejnego, bogatego właściciela ziemi. Jednak w tym przypadku, wszystko ułożyło się już o niebo lepiej. W sobotę 1945 roku Alojzija poślubiła swojego wybranka. Dzwony rozbrzmiewały w wiosce cały dzień i całą noc zwiastując związek tych dwojga. Razem doczekali się piątki potomstwa, odnowili winnice do ich dawnej chwały. Niektóre z krzewów, które zasadzili, wciąż istnieją po dzień dzisiejszy.

Minha myśli o babci Alojziji z wielkim sentymentem. Podobnie jak jej mama, była ona prostą dziewczyną, bez żadnego wykształcenia – jedynymi jej nauczycielkami były zakonnice z Gorycji, bo na tyle było stać jej rodzinę. Minha pisze o niej, że za czasów jego dzieciństwa była ona jak zwiędły, jesienny liść czekający na ostateczny podmuch wiatru. Martwiąc się o nią, każdego ranka pytał, jak z jej zdrowiem. Babcia udzielała zawsze tej samej odpowiedzi: ” Dziś czuję się troszkę lepiej niż wczoraj”. Słowa te podtrzymywały go na duchu. W końcu nieunikniony zimowy wiatr strącił jej liść już na zawsze. Alojzija przekazała młodemu wnukowi ważne słowa, o których pamięta do dziś, iż nasze zmagania są naszymi własnymi i nie powinny być ciężarem dla innych.

Babcia Alojzija

Wino jest jak muzyka, w której rolnik jest muzykiem, a ziemia instrumentem. Tradycja winiarska to wieloletnie doświadczenie muzyka. Zachowując tradycję, obserwując winorośl i ziemię może osiągnąć koncert doskonałości”

Powyższe słowa to między innymi to, czy rodzina Batič kieruje się tworząc swoje wina. Należy do nich 19 ha w trzech wioskach Šempas, Vogrsko i Vitovlje położonych na wysokości 60 – 1495 m n.p.m.  Średnia gęstość nasadzeń to 12.000 winorośli na hektar, każda o wysokości pół metra i głębokich korzeniach. Krzewy znajdują się blisko ziemi i dojrzewanie nie jest rezultatem bezpośredniego działania promieni słonecznych, ale w dużej mierze ciepła pochodzącego od gleby. Jedyne odmiana cabernet franc prowadzona jest w systemie pergola, ponieważ po wielu eksperymentach, to sprawdza się w jej przypadku najlepiej. Producent skupia się przede wszystkim na rdzennych odmianach winorośli: malvazija, pinela, rebula, zelen i w nie wierzy najbardziej. Uprawia też merlota, cabernet franc, cabernet sauvignon, chardonnay, laški rizling, sauvignon, pinot gris. Winorośle kultywuje się w sposób biodynamiczny, bo natura, środowisko, ziemia sią tutaj najważniejsze. Podstawą filozofii jest tuta wiedza kiedy nie robić nic i pozwolić naturze działać. Winiarz powinien jej tylko asystować. Minha nie sprzeciwia się nawet obecności ślimaków w swoich winnicach, które mogą jednak spowodować w nich znaczne szkody. Występowanie ślimaków świadczy bowiem o czystości winnicy, a sposobem na ich pozbycie się u Batiča jest specjalny gatunek kaczki, który żywi się m.in właśnie ślimakami. Chodzą one między krzewami i jak pisze Minha, rywalizują ze sobą, która z nich zje więcej ślimaków. Jak widać, natura zna rozwiązanie na każdy problem.

Na wzmiankę zasługuje także fakt, iż Batič jest pierwszym producentem w Europie, który wykorzystuje PCS ( Physics Crop Stimulation ) – maszynę, która umożliwia ochronę winorośli przed chorobami i szkodnikami bez używania pestycydów. PCS wydmuchuje wśród krzewów winorośli ciepłe powietrze podgrzane do temperatury 75 stopni Celsjusza z prędkością 150km/h. Maszyna została zaprojektowana przez belgijskiego inżyniera E. Steynen’a na potrzeby i zgodnie z życzeniem rodziny Batič. Ten proces pozwala zachować na krzewach naturalne drożdże, grzyby, nie ingerować w cykl zapylania – w ten sposób zamiast walczyć z naturą, naśladują to, co sama natura robi najlepiej.

Podobnie jak w samych winnicach, również w piwnicy ludzka interwencja ogranicza się do minimum, a Minha przyznaje, że rzadko tam zagląda. Rodzina odrzuciła praktykę próbowania win z beczek. Uważa się, ze gdy winnica tętni życiem, spokój w piwnicy jest tym, czego wino potrzebuje podczas swojego dojrzewania. Batič dojrzewa swoje wina w slawońskim dębie, a te najbardziej obiecujące czasami umieszcza się w beczkach z drewna drzewa morwy, które to drzewa były kiedyś częstym widokiem w wiosce i okolicy. Wina przechodzą dłuższą macerację, nie są filtrowane ani klarowane, są bez dodatku siarczynów ( lub tylko z ich niewielką ilością ). Najlepsze etykiety powstają tylko w najlepszych latach ( dotyczy to choćby czerwonego i białego Angel ). Podobno rocznik 1999 był tak wybitny, że część win w ogólnie nie została wypuszczona na rynek, aby nie rozpieścić koneserów smakiem, którym natura obdarza wina niezwykle rzadko. To, co najlepsze zachowano dla rodziny i przyjaciół i ten rocznik jest dedykowany właśnie im.

Wina sygnowane nazwiskiem Batič cieszą się uznaniem wśród znawców na całym świecie. Ciekawostka jest także fakt, i ż w dalekiej Japonii, w centrum Tokio, działa restauracja o nazwie „Batič”, która prowadzona jest przez szefa kuchni Tetsuya Uehara. Kilka lat temu wraz ze swoimi przyjaciółmi odwiedził on Słowenię poznając lokalną kuchnię od tutejszych szefów. Przy okazji poznał też wina rodziny Batič, które niezwykle przypadły mu do gustu i jak stwierdził – w pełni pasują do jego stylu gotowania i uwielbia z nimi eksperymentować w swojej kuchni. Z tego też powodu nazwał swoją restaurację po prostu „Batič”, a wśród selekcji win z całego świata znajdują się też te z Doliny Vipavy.

Batič to długa historia, która zaczęła się setki lat temu i pisana jest po dzień dzisiejszy. Jak wszędzie, także w tym przypadku, zdarzały się lepsze i gorsze momenty. Jednak prawdziwa miłość do wina wciąż tutaj żyje, podobnie jak miłość, szacunek, zrozumienie dla natury, ziemi i tego, co dookoła. Cieszę się, że mogłem po części poznać tę opowieść i skosztować pięknych win, jakie wychodzą spod ręki tego producenta. Na pewno na łamach bloga będę wracał do nich nieraz, bo zdecydowanie zasługują na to, aby poświęcić im kilka słów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: