Ruszyła kolejna edycja restauracyjnego festiwalu Restaurant Week, w którym udział biorą starannie wybrane, autorskie, najlepsze restauracje z całej Polski. Jest to doskonała okazja, aby doświadczyć nowych smaków, spróbować dań z innych kuchni, a wszystko to w specjalnej, festiwalowej cenie 39 zł od osoby. W ramach ceny możemy liczyć na przystawkę, danie główne oraz deser. Ja tym razem wybrałem się do Czterech Ścian, łódzkiej restauracji, która zwyciężyła głosami gości w poprzedniej edycji festiwalu, nie tylko w samej Łodzi, ale i w całej Polsce. Stąd też z wielką ciekawością udałem się właśnie tam.
Jak w każdej restauracji biorącej udział w festiwalu, na gości czekało trzydaniowe menu w dwóch odsłonach: do wyboru menu nr 1 lub menu nr 2. Podczas rezerwacji zdecydowałem się na menu nr 1.
Na początek, jeszcze przed przystawką, na stole pojawiła się jadalna ziemia z rzodkiewkami oraz ziołowy majonez.
Jadalna ziemia przygotowana z pokruszonego pieczywa, podpieczona, przyjemnie chrupka, podobnie zresztą jak chrupiące rzodkiewki, a do tego ziołowy, lekki majonez.
Następnie przyszedł czas na przystawkę, czyli faszerowany brioche, otwarte ravioli z burakiem i rabarbarem, lody chrzanowe oraz cappuccino z buraka i koziego sera.
Smakiem przewodnim przystawki był burak, zaserwowany w różnych odsłonach. Bardzo lubię to warzywo, więc jak dla mnie przystawka ta, w której burak grał główną rolę okazała się trafiona i niezwykle smaczna. Szczególnie ciekawe było cappuccino z buraka i koziego sera – mus z buraka, a na wierzchu espuma z koziego sera. Burak i kozi ser to dobrana para. Natomiast lody chrzanowe jako element przystawki, stanowiły przyjemne odświeżenie dla kubków smakowych. Już mogę zdradzić, że przystawka jak dla mnie, była najlepszym elementem całego menu.
Po chwili na stół trafiło danie główne – polędwiczka wieprzowa gotowana w niskiej temperaturze, mule „a la mariniere”, zielony groszek w dwóch odsłonach.
Danie ładnie zaprezentowane na talerzu, w smaku proste i nieprzekombinowane. Polędwiczka miękka, lekko różowa, jednak ja wolałbym ją jeszcze odrobinę mniej wypieczoną, wtedy byłaby jeszcze bardziej delikatniejsza i krucha. Odrobina krócej w piekarniku i byłoby idealnie. Do tego podkręciłbym nieco purée z groszku, aby było nieco bardziej wyraziste, ale to takie moje osobiste zdanie.
W końcu czas na trzecią i ostatnią część menu, czyli deser. W tym wypadku zaserwowano las na talerzu: pietruszkę, czekoladę, bezę.
Prezentacja naprawdę przyciągająca oko, prawdziwy las na talerzu. Ciekawym i może nieco kontrowersyjnym elementem była marynowana pietruszka, która pełniła m. in. rolę „nóżki” bezowego grzybka. Z pewnością wnosiła nutę orzeźwienia w całym deserze, podobnie jak limonkowy żel, którym skopione były bezy. Mnie osobiście ten element nie przeszkadzał w kontekście całości deseru.
Całe menu było oparte na prostych, delikatnych i nieskomplikowanych smakach. Mnie troszkę zabrakło pewnej wyrazistości na talerzu, szczególnie w daniu głównym, które dopracowałbym w nieco odmienny sposób.
Restaurant Week wciąż jeszcze trwa i w restauracjach w całej Polsce czeka mnóstwo smaków do odkrycia. Gdybym miał nieco więcej czasu z pewnością wcześniej dokonałbym rezerwacji i odwiedził jeszcze nie jedno miejsce na festiwalowej mapie. A na razie czekam na kolejną edycję imprezy.